literature

APH: Atak krwiozerczej pasty: I

Deviation Actions

Ame96's avatar
By
Published:
4.8K Views

Literature Text

- Vee~!
Niemcy całą drogę z segmentu "A" do głównego hallu przeklinał w myślach swoje dobre serce. Tak, niemieckie dobre serce. Zawsze dawał się namówić temu małemu Włochowi. Tak samo jak teraz, szedł na tą głupią "misję".
- Niemcy, Niemcy!- zawołał jego przyjaciel- To cudownie, prawda?
Odburknął jakąś niezbyt oczywistą odpowiedź.
Mógł siedzieć w pokoju i pić piwo. Mógł posprzątać (bo jego zakichany braciszek znów zostawił syf). Ale nie. Niesie podejrzaną torbę w stronę szkolnej stołówki i doskonale wie, że to głupota.
Zbyt dobre serce.
Ale nie mógł się nie zgodzić. Felicjano miał już prawie łzy w oczach. To było dla niego bardzo ważne. A kto jest jego przyjacielem? Ludwig.
- Już zaraz będziemy, Doitsu!
Wciąż milczał. Torba ciążyła mu na ramieniu. Nie powinni byli tego robić.
Po chwili stanęli przed drzwiami stołówki. W tej chwili świeciła pustkami. To nie była pora obiadu. Czuło się tu jednak atmosferę... Grobową? Dlaczego szkolna stołówka kojarzy mu się z czymś złym? Oczywiście, fakt że nie podają tu piwa jest niesatysfakcjonujący, ale bez przesady...
Podszedł do zamka i zaczął przy nim gmerać. Wenecja stał za nim i nucił pod nosem jakąś wesołą melodyjkę.
Zamek ustąpił. Weszli.
Droga przez główną stołówkę dłużyła mu się w nieskończoność. Wyłączył się całkowicie i nie słuchał już wywodów Włocha na temat pięknej dziewczyny z którą rozmawiał dziś rano. Patrzył tylko na drzwi z napisem "kuchnia".
Zły pomysł.
Bardzo zły pomysł.
- Wchodzimy- odezwał się w końcu



Francis pociągnął kolejny łyk wina.
W głowie zaczynało już przyjemnie szumieć, więc odprężony odrzucił ją do tyłu. To jest życie. Siedzi właśnie w pokoju z piękną dziewczyną, popija doskonały napój, a pod nogami nie plącze mu się żaden dziwoląg typu Anglia. Tak to powinno wyglądać zawsze. Nie mógł się doczekać momentu, kiedy ukończy szkołę i będzie mógł w spokoju oddać się temu, co kocha najbardziej. Za coś przecież przyznano mu tytuł światowej stolicy seksu, oui? Chociaż z drugiej strony rola szkolnego casanovy też nie była zła... Była bardzo dobra.
- Si, si...- ciągnął swój wywód- Wtedy też uświadomiłem sobie, że moim celem życiowym powinno być pomaganie temu pięknemu światu... Powinienem dawać mu więcej. Rozumiesz? Tak samo jak... Jak matka daje dzieciom swoje serce. Nie jest łatwo, ale staram się. To ja, Francja -wyprostował się- Postanowiłem poświęcić swoje życie i dawać rozkosz każdemu, kto tego zapragnie! Wyczerpujące zajęcie...
Siedząca naprzeciwko niego Białoruś patrzyła bez wyrazu w swoją nietkniętą lampkę wina.
- Czyli jesteś męską dziwką?
Zaśmiał się dźwięcznie.
- Oczywiście że nie, mon cherie! Ja tylko oddaję się... wielu osobom! Jesteś taka słodka z tą swoją niewiedzą... Jeśli masz ochotę, mogę cię uświadomić- zaoferował
Białoruś wbiła w niego zimne spojrzenie. Nie mogła go walnąć. A szkoda.
- спасибо, jednak odmówię
Zdecydowanie niepocieszony Bonnefoy pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Oczywiście... Jeśli jednak dojrzejesz do tej decyzji, wiesz gdzie możesz mnie zaleźć, Natasho.
Puścił do niej oko.
Dziewczyna wstała zapinając guziki koszulki. Odstawiła wino na stolik i mijając Francję ( i jakiś plakat z obnażoną niewiastą), zbliżyła się do drzwi.
- Do zobaczenia.
Na korytarzu przyspieszyła kroku. Co za kretyn. Wcześniej miała o nim chyba trochę lepsze zdanie.
Przeszła pół szkoły. Mijała różnych ludzi. Niektórzy patrzyli na nią z obojętnością, inni z zainteresowaniem. A jeszcze inni po prostu odsuwali się na bezpieczną odległość. I dobrze.
Minęła drzwi do sali plastycznej. Dwanaście kroków. Zatrzymała się. Zerknęła przez ramię. Nikogo nie ma.
Podeszła do ściany i odwinęła tapetę. Ukazały się białe drzwi. Wyciągnęła z kieszeni miedziany klucz i weszła.
Schody w dół prowadziły do sporej piwnicy wypełnionej różnymi maszynami, kablami i rurami. Zewsząd czuć było zapach metalu, chleba, ziół i... wódki. Dostrzegła postać w szaliku.
- Ivan, ten Francuz to klapa- zdała raport- Nie było sensu tam iść. On jest na haju bez narkotyku.
Rosja oderwał się od butelki wódki i popatrzył na siostrę. Przerażała go. Miał ochotę uciec bardzo, bardzo daleko stąd. Naturalnie, nie zrobił tego. Póki jej coś nie strzeli i szanuje jego przestrzeń intymną nie jest źle. A przynajmniej nie aż tak źle.
- я понимаю.
Nie spuszczał młodszej z oka. Żeby nagle się do niego nie zbliżyła. Ale gdzie jest starsza?
Pociągnął kolejnego łyka.
- Chcesz?- wyciągnął w stronę Natalii
- Nie.
Nastała chwila ciszy.
Potrzebowali nowych klientów. Wysłał swoje siostrzyczki w poszukiwaniach, ale nic nie znalazły. Cóż, nie narzekał na brak chętnych. Ale to Rosja. Rosja chce więcej i więcej...
Dało się słyszeć jakby bębnienie zwiastujące przybycie Ukrainy. Zadyszana położyła rękę na klatce piersiowej (obfitej klatce piersiowej), próbując uspokoić oddech.
- Bracie! Rozmawiałam z nordykami, ale Holandia chyba rozprowadza swój własny towar. Przepraszam, znów się nie udało...
Natasha wywróciła oczami. Bragiński znów przytaknął. To trzeba rozegrać w jakiś inny sposób.
Sprawa handlu narkotykami jest raczej trudna. Wszyscy powinni wiedzieć o towarze, ale to zbyt niebezpieczne. Tak więc Rosja uznał, że najpierw uzależni od niego swoich potencjalnych klientów, a dopiero potem zaoferuje się ze sprzedażą. Tak, łatwo mówić. Jednakże nasz zimny przyjaciel nie jest głupi, znalazł sposób. Grzanki!
Pytacie się, drodzy towarzysze, jak grzanki mają pomóc w przemycie kokainy? W bardzo prostu sposób. Nie ma nic prostszego od wycięcia wnętrza grzanki i wsypania tak grama, czy dwóch towaru. A potem tylko ładnie zakleić.
W taki właśnie sposób Ivan i jego siostry wzbogacili się i ocalili swoją gospodarkę.
Rosja poprawił szaliczek wciąż uśmiechając się niepokojąco.
- Nie martwcie się, jakoś to będzie. Jekatierino... Mogłabyś skoczyć po wódkę? Jakoś szybko się kończy ostatnimi czasy...
Ukraina skinęła głową obracając grzankę z niespodziankę w palcach.
- Ivanie... Nie mogłeś nie zauważyć pewnej nieprawidłowości.
Mężczyzna oparł się o jedną z maszyn. Obie siostry patrzyły na niego wyczekująco. Też o tym wiedziały.
- Tak, zauważyłem że jesteśmy regularnie okradani.
- Pozwolisz Litwie i Polsce wynosić stąd... Hmm... Nadzienie grzankowe?
Uśmiech Bragińskiego rozszerzył się.
- Oczywiście! Już niedługo i tak będziemy jednością, дa?



- Raaany, Licia...
Feliks zaparł się nogą o klozet i szarpnął ręką przyjaciela. Toris znów został wrzucony do szkolnej toalety.
Polska popatrzył na niego krytycznie. Powinien się już przyzwyczaić do wyciągania go z różnych kłopotów i różnych dziwnych miejsc. Ale jednak inwencja twórcza prześladowców Litwy nie raz i nie dwa zrobiła na nim piorunujące wręcz wrażenie.
- Nie gadaj, tylko ciągnij!- syknął przez zęby Litwa
Co on mógł poradzić, że ostatnimi czasy trochę osłabł? Inne kraje już podniosły się po drugiej wojnie światowej, ale dla niego rozpad Związku Radzieckiego to jeszcze świeża sprawa i jest nie do końca stabilny. Jednak woli parę lat popracować w swoim kraju niż wrócić do Rosji. Brr. Na samą myśl dreszcze chodzą po plecach.
Przy kolejnej próbie Toris wystrzelił z muszli. Było to dość nagłe i towarzyszył temu śmieszny dźwięk, więc kiedy Litwin upadł wprost w ramiona Feliksa i obaj upadli na posadzkę Łukasiewicz wybuchnął radosnym śmiechem.
- Wyciąganie cię z opałów nabiera teraz totalnie nowego znaczenia, nie?
Laurinatis zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- Polsko... To naprawdę nie jest powód do radości. Następnym razem może być jeszcze gorzej.
- Wcisną cię tam całego i spuszczą wodę?
Nie wytrzymując kolejnej fali radości przyjaciela Litwa próbował wstać, ale Polak złapał go za nadgarstki i pociągnął z powrotem na siebie.
- Przecież wiem- mruknął cicho- Jesteś jakby na beznadziejnej pozycji. Ale pomogę ci. Pamiętaj.
Brunet spłonął rumieńcem.
- Dz... Dziękuję.
Na chwilę zrobiło się cicho. Feliks przejechał palcem po policzku zdezorientowanego Litwy.
- Jak tam nasza akcja konspiracyjna?
Wyrwał się z zamyślenia.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Czyścimy magazyny Rosji z koki. Ale... Właściwie po co nam to?
- No jak to po co?!
- No po co. Ja nie wiem.
- Ja też nie. Myślałem że ty wiesz.
- Ale to był twój pomysł!
- ... Tak?
Patrzyli przez chwilę jeden na drugiego, a potem obaj się zaśmiali.
- Cóż...- mruknął Toris, któremu chyba poprawił się humor- Przynajmniej mamy satysfakcję z robienia kłopotów Ivanowi.
Dopiero teraz zwrócił uwagę, że leży sobie na Polsce jak gdyby nigdy nic. Wstał, zanim tamten zdążył zareagować i poprawił koszulę.
- Wiesz- zaczął Felek też wstając- Niedługo możesz się trochę zdziwić.
- Czy ty coś planujesz...?
- Tak.
Toris znał już ciche mroczne plany blondyna. I nie miał zamiaru uczestniczyć w kolejnym. Więc o nic nie pytał.
- W takim razie... Do zobaczenia. Mam coś do zrobienia w bibliotece.
Jejku. Biblioteka…
Kiedy tylko wyszedł Łukasiewicz podszedł do zlewu. Przynajmniej tutaj były krany, nie to co w męskiej.
Stał tam jeszcze długą chwilę. Miał więc możliwość pomyślenia. Myślał o Torisie. Znów zaczęło sie między nimi dobrze układać, tego już nie można spieprzyć. Spieprzył już dużo rzeczy (autostrady między innymi).
Do toalety weszła kolejna osoba. Punktualnie.
- Gotowy?- zapytała Węgry w ramach powitania
Polska uśmiechnął się tylko.
- Że też od razu o tym nie pomyśleliśmy, prawda?
Erzsébet westchnęła.
- To trochę głupie. Ale możemy spróbować.
Wyszli z łazienki.



Bad Friends Trio sumiennie wypełnia swoje obowiązki. Między innymi lubi przechadzać się jak gangsta korytarzami szkolnymi zataczając koliste ruchy biodrami, machając ramionami i napinając mięśnie. Są "bad". Bardzo "bad".
Prus ze swoim zwykłym śmiechem oparł się o parapet. Można powiedzieć, że starał się emanować swoją zagibilistością. Od czasu do czasu rzucał jakieś sprośne uwagi pod adresem przechodzących dziewczyn.
- Ludzie nas uwielbiają- westchnął
Francja spojrzał na niego z pobłażliwą miną mówiącą mniej więcej "nie-ciebie-tylko-mnie-patałachu".
- Mmm... A skoro o tym mowa... Dzisiaj spotkałem się z pewną uroczą młodą damą. Zaciekawiłem ją swoją osobą, a jak... Cudowna, cudowna...
- Znam ją?
- Bien sûr! To Białoruś!
Na twarzy żabojada wymalował się rozmarzony uśmiech. Już miał zacząć opowiadać o jej pięknie, o cudnym licu i innych cudnych miejscach na jej ciele, kiedy dostrzegł przerażone spojrzenie Gilberta.
- A tobie co?
- Ty, Francis, pokaż no palce. Nie powyłamywała ich?
- Naturalnie że nie, głuptasie- puścił do niego oko
Prusy miał już coś powiedzieć, ale zamiast tego po prostu przyczepił się drugiego przyjaciela.
- A czy ty musisz cały czas wpieprzać te pomidory, Antonio?!
Urażony Hiszpan zaciamkał głośniej.
- Jesteś zazdrosny, bo ja mam pomidory. A ty tylko te swoje... Kiełbasy.
Beilshmidt odrzucił ramiona i już chwilę potem zaczął się drzeć.
- To są wursty bezbożniku! Naucz się wreszcie!
Cała trójka darła się na korytarzu. Z tematów kulinarnych przeszli na dziewczyny ("żadna by cię nie zechciała nawet gdybyś miał te swoje pięć metrów"), potem na sprawy narodowe ("a ty MORDUJESZ BYKI satanisto!"), przez jeszcze kilka innych wątków. W tym całym chaosie nikt nie zauważył młodego Włocha przechodzącego korytarzem.
- O, Romek!- krzyknął Prus odciągając od siebie Francisa
Romano burknął coś na powitanie i wbił spojrzenie w Antonio.
Wiedział że to głupie. Wiedział doskonale. Ale co on mógł poradzić, że tak po prostu zakochał się w swoim byłym pracodawcy?
Hiszpania się domyślił. Nie był ślepy. To dziwne, że pozostali tego nie widzieli. A on... On sam nie wiedział co czuje do Lovino. To z pewnością nie było to samo, co łączyło jego i Francję lub Prusy, jednak... Nie chciał nic robić. Miał nadzieję, że to się rozejdzie po kościach i jego mały włoski przyjaciel nie będzie cierpiał.
- Chłopaki, chwilę pogadam z Romano, dobra?
Dwie trzecie Bad Touch Trio popatrzyło na niego ze zdumieniem, ale nie uraczyli go żadną uwagą. Włochy Południowe wszedł do pustej klasy matematycznej. Oparł się rękoma o blat stołu nauczyciela i milczał przez moment. Odwrócił się jednak i zaczął mówić.
- Kurna... Po prostu chcę to wyjaśnić, kapujesz?
Antonio kiwnął głową trochę speszony, a Lovino kontynuował.
- Ty wiesz. Nie ma sensu tutaj się rozdrabniać na jakieś namiętne wstępy, bo to niepotrzebne. Nie mam też zamiaru cię błagać. Wiesz o czym mówię. Kocham cię. Kocham cię jak nikogo innego. Bo jesteś, kurna, kretynem, ale takiego cię chcę. Może się brzydzisz, bo jestem facetem. A może nie. Po to ta rozmowa. Chcę wiedzieć. Znać twoje zdanie.
Zaczerpnął powietrza i z lekkim rumieńcem czekał na werdykt. Długo przygotowywał się do tej przemowy. Nie powiedziałby o tym nikomu, bo to głupie, ale nawet ćwiczył to przed lustrem. A teraz jedyne co mógł zrobić to stać i czekać. i słuchać.
- Powiedz coś- mruknął nie widząc reakcji.
Hiszpania w lekkim osłupieniu patrzył na przyjaciela. Zaschło mu w ustach. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. Nie chciał go urazić. Nie chciał dawał mu nadziei. Otworzył usta, ale zaraz potem je zamknął.
- Rozumiem- wycedził przez zęby Włoch i spuszczając głowę wybiegł z klasy. Nie zauważył nawet, że pod drzwiami stoją Gilbert i Francis w pozie świadczącej o tym, że podsłuchiwali.
Antonio zastygł w tej samej pozycji.
- Maldito...- przeklął i wybiegł za nim- Lovino, zaczekaj!
Kiedy tylko sylwetka latynosa oddaliła się, Prusy i Francja wymienili spojrzenia.
- Gorąco- szepnął konspiracyjnie blondyn
- Bardzo gorąco- skinął Beilshmidt



Ludwig otarł pot z czoła i po raz kolejny poprawił torbę.
Zeszli schodami w dół, to piwnicy, w której miała się znajdować kuchnia. Napięty nastrój zaczynał się udzielać nawet Włochowi, bo przestał tańcować i podśpiewywać. Teraz w milczeniu (tak! w milczeniu!) szedł przy boku przyjaciela trzymając rękę w pogotowiu, na białej fladze.
- Tutaj jest chyba kuchenka- mruknął Niemiec uchylając drzwi
Weszli. Felicjano rozpiął torbę, którą przez całą drogę tachał Ludwig.
- Zaczynajmy!



Już na korytarzu było słychać muzykę. Była spokojna, ale trudna, grana w nienaganny sposób.
W sali muzycznej przy instrumencie siedział Austria. Oczy miał zamknięte, nie potrzebował nut. Jego palce odruchowo naciskały odpowiednie klawisze. Doszedł do perfekcji.
Nie zauważył nawet, pochłonięty muzyką, że do klasy wszedł Szwajcaria. Dopiero kiedy Basch odchrząknął lekko muzyka przestała płynąć.
Zwingli oparł się o pianino i wbił skupione spojrzenie w Rodericha.
- Szukasz kogoś?- zapytał Edelstein
Blondyn zacisnął pięści i dalej usiłował zabić go spojrzeniem. Nie udało mu się to, niestety, musiał więc przemówić.
- Oddawaj.
Austria przeczesał dłonią włosy kryjąc emocje. Jest arystokratą. Nie będzie tu wytrzeszczał oczu do tego plebsu.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Zabrałeś mi go- syknął Szwajcaria
- To może najpierw wskaż mi podmiot?- westchnął- Co niby miałem ci zabrać? Berno jest na swoim miejscu, a jeśli nie to ja nie miałem z tym nic wspólnego.
Miał zamiar brzydko zignorować Basha i kontynuować grę, jednak ten złapał go za ramię i zmusił do ponowienia kontaktu wzrokowego.
- Słuchaj, Edelstein- warknął- To, że mieszkamy w jednym pokoju to jedno wielkie nieporozumienie, rozumiesz? Nie wiem, jaki bałwan nas razem przydzielił, ale jeśli się dowiem odpokutuje on moje wszystkie cierpienia. Ale to, że dzielisz ze mną pokój nie znaczy, że masz te swoje kościste łapska pchać do moich prywatnych rzeczy!
Arystokracka duma nie pozwoliła mu dalej milczeć.
- Szwajcario, jeśli nie powiesz co ci zginęło nie dojdziemy do porozumienia.
- Mój miś!
Nie takiej odpowiedzi spodziewał się Roderich. Teraz już nawet jego błękitna krew nie wytrzymała i wytrzeszczył oczy.



Znowu.
To się zdarza zdecydowanie zbyt często. Potrafił jeszcze zrozumieć, że nauczycielka nie wyczytała jego nazwiska przy sprawdzaniu jego listy obecności, ale żeby PO RAZ KOLEJNY zapominać o jego istnieniu i zamykać go w klasie?
Kanada westchnął.
Podszedł po raz kolejny do drzwi i próbował je otworzyć. Nic z tego. Wrócił do ławki. Trzeba znaleźć coś, czym na się wyważyć drzwi, coś...
Dostrzegł mały przedmiot leżący na ławce Polski. Zainteresowany podszedł. Może to jedna z tych min, które Polacy ponoć produkują na masową skalę? Albo chociaż jakiś nadajnik, przez który można wezwać pomoc?
Nic z tego. Zwykła temperówka z misiem. Prychnął.
- A ty kim jesteś?
- Jestem Kanada...
Spokojny głos zdawał się być tylko kolejną chwilą ciszy. Dlaczego nie jest jak Ameryka? Tamtego z pewnością nie da się przeoczyć...
Przez chwilę rozważał kilka możliwości. Podszedł do okna, otworzył je i stanął na parapecie.
Jak spadnie z trzeciego piętra może przynajmniej go zauważą.



Toris ziewnął. Taka popołudniowa drzemka nie jest zła, szczególnie teraz, kiedy nie musi harować jak wół.
Spojrzał na różowe łóżko. Pod pościelą był zakryty spory kształt jego przyjaciela. Znowu śpi cały pod kołdrą. Można by pomyśleć że boi się potworów i się chowa. Litwa uśmiechnął się. Niech jeszcze chwilę pośpi.
Poszedł do łazienki i opłukał twarz. Miał zadzwonić do Estonii, w końcu dawno nie rozmawiali. Chyba odkąd pojechał z Łotwą na tę swoją wycieczkę. W sumie Toris był pewien, że tam pacierzy nocami nie klepią, tylko zajmują się... Innymi rzeczami. Nie chciał się więc mieszać.
Że też nie zauważył przez te kilkadziesiąt lat, że jego dwaj koledzy czują do siebie miętę. Z resztą, mało rzeczy wtedy zauważał. Tak naprawdę to tylko tyle, że Rosja jest zły i straszny. I że ruska wódka potrafi człowieka zwalić z nóg. Coś jeszcze? Ach tak. Że Polsce wcale nie do twarzy w spódniczce.
Jeszcze raz spojrzał na swoje odbicie w lustrze, po czym wrócił do pokoju. Czas obudzić tego lenia. Szarpnął nim łagodnie.
- No, Feliks, budź się! Mieliśmy dzisiaj posprzątać ten bajzel... I nie mów że w twoim prawie jest napisane że to ja zawsze sprzątam, bo już mnie na to nie weźmiesz więc...
Zerwał z niego kołdrę i przez chwilę nie rozumiał co się dzieje.
- W...Węgry?- zapytał zdumiony.
Erzsébet przetarła zaspane oczy i z konsternacją spojrzała na Torisa.
- Nie, nie... Jestem Polska... To znaczy... Totalnie, Licia, zafelisty dzień, co nie?
Litwa miał ochotę uderzyć się ręką w twarz. A potem jeszcze raz. A potem znaleźć Łukasiewicza i jego też walnąć. To jest ten jego plan na lepsze życie?!
Ale zaraz zaraz... Skoro w jego pokoju jest Elizabeta, to Felek musi być...
- O viešpatie- przeżegnał się- Białoruś go wypatroszy!
- Ale no co ty, Licia... Hmm... Ja jestem tutaj...
Laurinatis tylko popatrzył na nią. Znów dała się wkręcić w genialny plan Polski. Znał to uczucie, zbyt wiele razy jemu to się zdarzało.
- Chodź, musimy uratować tyłek Łukasiewicza.
Elka miała coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnowała. Pokiwała głową i wstała.



- Ależ koleżanki, przestańcie!- powiedział Polak starając się brzmieć jak Liz- Może zamiast tego upleciemy śliczne wianki?
Stał nieco skrępowany. Właśnie doszedł do wniosku, że jego plan nie był chyba tak zafelisty jak by tego chciał. Mogło na to wskazywać na przykład ostrze noża kuchennego skierowane ku jego twarzy.
- Zamknij się.
Naturalnie, nóż trzymała Natasha. Wciąż nie mogła pojąć, jak można mieć taki tupet żeby tak sobie wejść do ich akademiku i jeszcze wmawiać wszystkim że jest Węgrami. Polska to jednak dziwny kraj.
- Oj, сестра, on przecież nic złego nie zrobił- Ukraina zasłaniała usta ręką, próbując hamować łzy- Puść go, to pewnie miał być żart!
Katiusza nie mogła patrzeć na biednego Łukasiewicza, który w sukience Elizabety stał tam i patrzył na nóż. Pałała do niego zbyt wielką sympatią, żeby to tak zostawić. Jednocześnie jednak jej uległy charakter nie pozwolił podnieść zbyt głosu.
- On widział jak się rozbieram!- warknęła Natalia, a nóż zadrżał
- No co, przecież my, dziewczyny możemy sobie popatrzeć!- krzyknął uradowany Felek
- Stul pysk!
Do pokoju wbiegł zdyszany Toris ciągnąc za sobą Węgry. Wymienił spojrzenie z Ukrainą i podszedł lekko speszony do Białorusi.
- No co ty, Natalka... On przecież tak tylko... Warszawską moc chciał pokazać...- złapał lekko jej nadgarstek i pociągnął w dół- Z resztą, Eli będzie przykro, jeśli teraz go zadźgasz.
Węgry pokiwała szybko głową, a Polska wykorzystując chwilę nieuwagi odsunął się w stronę Ukrainy.



- Pasta~!
Ludwig zamieszał potrawę. Była już gotowa.
- Italien, ja sam nie wierzę że to zrobiłem- westchnął
Bo kto mądry dałby się namówić Włochowi na akcję mającą na celu ugotowanie paty na obiad? Nikt. Ale "Doitsu, przecież te naleśniki bez przerwy są takie nudne, zróbmy pastę, Vee~!" było zbyt przekonujące.
- Ale zbyt mocno mnie kochasz, żeby się gniewać!
Niemcy upuścił łyżkę i rzucił się w stronę małego.
- O czym ty w ogóle mówisz, Italien!- krzyknął
Loczkowaty tylko uśmiechnął się promiennie.
- Powiedziałeś mi to!
- Nie powiedziałem!
- Powiedziałeś na imprezie Gilberta!
- Scheiße...
Wiedział, że nie powinien był wtedy tak dużo pić.
- Po prostu zapomnij, dobra?
Italia tylko wzruszył ramionami i polał makaron sosem.
- Skoro tak mówisz...
Ludwig ze smutkiem patrzył na Wenecję. Fakt, czuł do niego coś więcej, ale to nie powód, żeby od razu wyskakiwać z miłością. Pijany był. A jak dwa lata temu na sylwestra jego brat oświadczył się Romkowi to jakoś nikt się nie czepiał.
Pewnie nikt nie pamiętał.
Miał coś jeszcze powiedzieć, kiedy nagle do pomieszczenia wszedł... Arthur.
- Co wy tutaj robicie?!- krzyknął zdenerwowany
- Moglibyśmy ciebie zapytać o to samo.
Wbił spojrzenie w kocioł trzymany przez Kirklanda, w którym znajdowała się zielona, fosforująca ciecz.
- Co to do cholery jest?
Anglia prychnął.
- Mam dość tego amerykańskiego gówna ze stołówki. Zrobiłem budyń.
Nastała chwila ciszy.
- To jest... budyń?- zapytał cicho Włoch
- Tak.
- A dlaczego on świeci?
- Nie wiem. Muszę wyrzucić tą waszą pastę. Teraz moje jedzenie zajmie stołówka!
Ludwigowi aż zebrało się na wymioty na samą myśl że miałby jeść angielskie "przysmaki".
- Po moim trupie.
Widząc jak jego koledzy szykują się do walki Włoch spanikował. Wyciągnął błyskawicznie białą flagę i zaczął nią machać.
- PATAPATAPATAPATA~!
Arthur oberwał flagą w nos i upuścił kocioł. Chemikalia nazwane "budyniem" wylały się na ściany i podłogę.
- Idiot!- krzyknął
Zaczęło się dziać coś niedobrego. "Budyń" zareagował z pastą. Pasta powiększała się. Było jej coraz więcej i więcej...
- Vee~- szepnął ukojony Felicjano
- Żadne "vee"- warknął Ludwig- To coś zaraz nas zadusi.
Makaron uderzył Arcziego w brzuch, aż ten skulił się jęcząc.
- Spadamy!- ryknął Niemiec
Cała trójka zaczęła biec, by uciec krwiożerczej paście.

CDN...
Moja pierwsza praca dodana na dA. Nie wiem czy poprawnie, proszę nie bić >.< I zachęcam do komentowania, jestem jeszcze zielona, można pouczać :3

Angielsko-włoskie jedzenie jest zdradliwe.

FF został napisany na konkurs forumowy, a teraz wstawiam żeby się nie kurzył. Jest dość spory, więc podzieliłam na części. Od razu mówię, że prawdziwa akcja zacznie się dopiero potem...

Występują prawie wszystkie postaci. W następnej części podam szczegółowo, jakie.

Paringi: Spemano, lekka GerIta, lekki LietPol, Francjaxwszyscy.

Następny Rozdział: [link]

Enjoy~
© 2012 - 2024 Ame96
Comments30
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
SnakeShal's avatar
A to nie było BTT-Bad Touch Trio? A może ja przeczytam do końca i potem napisze komentarz... ;-;