literature

Rozowy kolor ZSRRu: IV

Deviation Actions

Ame96's avatar
By
Published:
4.4K Views

Literature Text

Kiedy tylko usłyszała pukanie- wiedziała, kto to. Nikt inny jej tu nie odwiedzał. Westchnęła cicho i odłożyła książkę. Sprawdziła, czy okno (z widokiem na park) jest szczelnie zasłonięte i poprawiła sukienkę.
- Proszę.
Gilbert wsunął się do pokoju z dziwną miną. Już chciał zamknąć drzwi na zamek, ale Ivan zamków nie zamontował. Nikt w ZSRRrze nie będzie miał prywatności. Po co komu prywatność? Przecież wszyscy jesteśmy jedną wielką, kochającą się rodziną! A z rodziną dobrze tylko na zdjęciach, prawda?
Bez pytania usiadł na łóżku.
- Elka... Weź mi pomóż.
Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Co ona jest? Jakiś punkt pomocy?
- Gilbert, o co ci znów chodzi?
Prusak, chociaż starał się zachowywać pewną minę, zarumienił się lekko i przysunął bliżej Węgierki.
- Weszły mi drzazgi i nie potrafię ich wyjąć.
- Boże, gdzie znowu?
- ... W takie miejsce, że sam sobie nie poradzę.
- WYNOCHA
Kopnęła go i rzuciła w niego poduszką.
- Chodzi mi o plecy zboczeńcu!- zaśmiał się pod nosem
Patrzyła, jak białowłosy skręca się ze śmiechu z własnego dowcipu. Uśmiechnęła się lekko. Brakowało jej tego głupiego śmiechu. Właśnie taki Gilbert był... był Gilbertem. Zadziorny, arogancki, pewny siebie... A nie jakaś zabujana w drewnie ciota. Tak właściwie... To może to nie tak? Przecież mógł kryć się z tą miłością wiele lat... Wiele setek lat.
- Jak to się stało?- postanowiła zapytać
Zdjął koszulkę i położył się przed nią na brzuchu. Elka wzięła pincetę i zaczęła szukać drzazg. Było ich całkiem sporo.
- No więc... Poszedłem za dom, a tam taka seksowna wierzba... No i się na nią wspinać zacząłem, żeby móc z nią...
- Pytam o początek twojej chorej miłości.
- Aaa...
Poparzył na ścianę i westchnął, jakby próba przypomnienia sobie tak odległych czasów była trudna. A może była?
- Ale nie przerywaj mi. To długa i smutna historia.- odchrząknął- Wiesz co się stało w roku 1410?
- Wiem. Toris i Feliks sprali ci dupę.
Syknął.
- To nie było do końca tak, ale niech ci będzie. No więc kiedy już... Kiedy nie byłem w stanie dłużej walczyć, moje wojska wycofywały się do Malborka. A ten dupek bezjajcew wymyślił sobie, że będzie mnie ścigać! No to ja sru, do lasu. Mój koń ocierał się o drzewa i robił hałas, to było tylko kwestią czasu, aż Litwa mnie znajdzie. Zsiadłem z konia i pognałem pieszo. Wciąż jednak słyszałem za sobą głosy. Biegłem szybciej, prawie na oślep. Nie zauważyłem wystającego konara, uderzyłem w niego głową. Straciłem przytomność. kiedy się obudziłem... Leżałem pod drzewem. Chciało mi się płakać. I wtedy nagle... Drzewo powiedziało, że nie mam się czym przejmować.
- Drzewo do ciebie powiedziało?- Elka uniosła zdumiona brwi
- Mówiłem, że masz nie przerywać- warknął czując, jak wyrywa mu drzazgi- No... To była topola. Naprawdę piękna. Miała smukły pień i zgrabne konary. Otaczała mnie nimi i mówiła, że nie ma się czym martwić. To było takie miłe... Jeszcze nikt nigdy nie był dla mnie tak czuły. Rozmawialiśmy. Opowiedziałem jej wszystko o sobie. Otworzyłem się. I ona też mówiła. Jak to jeden dąb ją chciał przelecieć. Albo jak ścięli jej matkę kiedy była zaledwie sadzonką. Tak, to była długa rozmowa. Zeszło nam cały dzień. A w nocy... Noc była wyjątkowo upojna. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego... Rano obiecałem jej, że uporam się ze swoimi sprawami i wrócę. Wtedy zawsze będziemy już razem.
Odczekała jeszcze chwilę, ale ciąg dalszy opowieści nie nastąpił.
- I co? Jesteście razem?
- Hmm? A, nie. Wróciłem następnego dnia i się okazało że Felek ją ściął żeby mieć czym palić w domu. No, ale zobaczyłem, że koło niej rośnie całkiem całkiem lipa...
Wymownie uderzyła ręką w twarz.
- To jest miłość, Hedervary. Czysta miłość.- westchnął natchnionym głosem



- Młoda, rusz się.
Białoruś właśnie kończyła zakręcać rzęsy. Posłała do lustra uroczy uśmiech.
- Siostrzyczko~? A kiedy już zabijesz braciszka, to co będziesz robić?
Ukraina uśmiechnęła się. Znów siedziała bez peruki i z zawadiackim uśmiechem czyściła szabelkę. Portret Chmielnickiego wisiał nad łóżkiem. W pokoju sióstr panowała dziwna atmosfera. Dobra do knowań.
- To chyba oczywiste. Przejmę władzę.
- No tak, ale po co?- zapytała Natalia tonem pustaka
- Żeby wszyscy byli mi posłuszni- wzruszyła ramionami- Na nowo odbuduję potęgę. Zabiję Ivana, a ciało oddam tobie, żebyś mogła tam robić sobie z nim co chcesz. Polaka i Litwina wykończę, ale nie tak prędko. Niech pocierpią. Nie lubię ich, kiedyś dosypali mi rodzynków do budyniu. Węgry będzie moją służącą, okażę jej łaskę. Prusaka ześlę na Syberię, żeby było śmiesznie. Estonia to głupek, nawet nie chce mi się o nim myśleć. Co do Raivisa...- uśmiechnęła się mrocznie- Mam pewien plan...
Zaniosła się śmiechem czarnego charakteru i dopiero po chwili dostrzegła nieobecne spojrzenie siostry.
- Te, Nataszka. Słuchałaś?
- Hmmm?- mrugnęła- Przepraszam, wyłączyłam się jak wspomniałaś że będę mogła robić co chcę z Waniuszką~
Pisnęła radośnie. Olena westchnęła.
- Przynajmniej jesteś ładna...



Felicja zatrzasnęła za sobą drzwi do pokoju i radośnie rzuciła walizkę na łóżko. Następnie zasłoniła żaluzje, a pokój spowił półmrok.
- Zepsujesz nam wzrok- mruknął Litwa rumieniąc się
W jego głowie huczało od myśli. Dużo fajnych rzeczy można robić po ciemku. Wtedy jest taka atmosfera... Otrząsnął się i jeszcze bardziej zaczerwienił. Własne myśli go przerażały.
- Nie przesadzaj. Ma być pełna konspiracja.
- Ale co ty właściwie...?
- Rebelia, mój drogi przyjacielu!
Toris posmutniał. No tak. Przyjacielu. I nic więcej. Dopiero co odkrył w sobie tą miłość, która trwała w nim zakorzeniona przez tyle lat... A i tak należy przyjąć na barki tę smutną prawdę. Jesteś dla niej przyjacielem, Torisie. Podporą, prawą ręką... Ale nie kimś, z kim mogłaby dzielić każdy aspekt swego życia, nawet ten najintymniejszy. Tylko przyjacielem. A rola przyjaciela polega tylko na wycieraniu łez. Mógł jedynie pławić się w jej blasku. Patrzyć na to śliczne rumiane lico i figlarne, szmaragdowe oczęta zerkające co raz w stronę wódki. Na te piękne włosy tworzące swego rodzaju blond aureolę. Miękkie, jedwabiste włosy okalające buzię... I cała reszta ciała. Drobne, niepozorne ramionka, ledwo dostrzegalny zarys piersi i smukłe nogi. Zgrabna figura. Jędrny...
Zaraz. Jaka rebelia?!
- Yyy?- mruknął, kiedy dotarły do niego jej słowa- Ale że... Co?
Prychnęła i pociągnęła go na łóżko rozkładając papiery z walizki.
- No popatrz. Mój wywiad cały czas zbiera informacje. Wyciągną mnie z tego radzieckiego gówna. Rozumiesz? Koniec z makaronem na kartki i połową buta na rok. Zacznę nowe życie. Podniosę się i wszystko będzie jak dawniej.
"Nie wszystko"- pomyślał ze smutkiem Litwa
Zobaczyła, jak spochmurniał i złapała go za rękę.
- Ej, Licia! Nawet jeśli wciąż będziesz mieszkał z Ivanem, przecież to nie znaczy, że się kontakt urwie, nie? Tylko uważnie naklejaj znaczki na listy, bo poczta się tego cholernie czepia... Co jest, Toris?
Mruknął coś tylko i zaczął przeglądać dokumenty. Sporo tego było. Trzeba Polsce przyznać, postarała się. Wśród ważnych informacji o wojsku i obronie, znalazło się też kilka uroczych zdjęć w Rosją w czerwonej sukieneczce, inne w wanience z kaczuszką.
- Nieźle.
- Prawda?
Poczuł jej dotyk na swojej dłoni. Zadrżał.
- Coś cię gryzie.
Szybko zabrał dłoń i przeczesał włosy.
- Wydaje ci się.
- Tak samo jak tobie się wydawało, że jestem chłopcem?
- Fel, nie wracajmy do tego...
- Toris. Gapisz mi się na biust?
Szlachetna czerwień spowiła twarz Litwina.
- N-no coś ty! Po prostu... Jezu, jak się obwiązywałaś bandażem, to to inaczej wyglądało i jakoś nie mogę się przyzwyczaić, że... Że coś ci sterczy z klatki piersiowej.
Patrząc na jej oniemiałą minę miał ochotę rzucić się z okna. No tak. Zdobądź jej serce. Mów, ze "coś jej sterczy z klatki piersiowej".
- Uważaj, bo tobie zaraz zacznie mocno sterczeć coś innego- warknęła
Wydał z siebie bliżej nieokreślony głos i ze złością się wyprostował.
- Taka cwana? Myślisz, że jak już nie masz tego i owego w spodniach, to możesz sobie wszystkich ustawiać?
- Tak, tak właśnie sądzę!
- No to grubo się mylisz, Lenkija!
Prychnęła głośno i wstała depcząc poduszkę i papiery.
- Nie wiem, czy masz ze sobą jakiś problem, ale generalnie to cały czas się na mnie gapisz jakby mi co najmniej głowa Ivana na dupie wyrosła!
- A nie pomyślałaś, że może mam ku temu jakiś powód?! Naprawdę jesteś taka głupia, czy dostajesz za to jakieś honorarium?!
- Nie obchodzą mnie twoje powody! W dupę je sobie możesz wsadzić!
- I tak bym ci nie powiedział!
- Nawet nie chciałam, żebyś mówił!
- Nie powiem!
- Dobrze!
- Dobrze!
- GADAJ!
Rzuciła się na niego i oboje spadli z łóżka na podłogę. LSRR był tak zaskoczony, że nie zdążył zareagować. Szczególnie, kiedy usztywnienia zaskrzypiały ostrzegająco i poczuł, jak ciemnieje mu przed oczami.
- Jezu, babo, zabijesz mnie.
- Powinnam!
- Kurważ jego mać, za co tym razem?!
- Bo najpierw to nie zauważasz, że nie mam męskości, a teraz tak ciężko ci wytężyć mózg i dostrzec, że na ciebie lecę!
- Wiem, że lecisz, zdążyłem poczuć! A ta podłoga jest...
- Ale ja nie o tym mówię!
Zajęło mu chwilę pojęcie jej słów. Tym razem to ona spłonęła rumieńcem i z obrażoną miną spojrzała w okno.
- Estonia jest bardziej kumaty, niż ty- emocje trochę opadły
Zaśmiał się lekko.
- Nawzajem. Łyknęłaś tą gadkę że gapię ci się na piersi bo nie jestem przyzwyczajony do tego widoku.
- A jesteś?
- Polsko...
- Aaa... Rozumiem. Testosteron i te sprawy...
- Więc...
- Więc...
Oboje popatrzyli na siebie wyczekująco i wybuchnęli śmiechem. Felicja ośmielona oparła się o niego głową i zamknęła oczy.
- Kurde, w sumie to tak jakby byliśmy małżeństwem, a dopiero po rozwodzie się sobą otwarcie zainteresowaliśmy...
- Polsko?
- Tak, Liciu?
- Czy mogłabyś się o mnie nie opierać? Żebra jeszcze się nie zrosły...
- Przepraszam…
Chciała wstać, ale zatrzymał ją lekkim pocałunkiem. Otworzyła szerzej oczy i już miała znów się ku niemu pochylić, kiedy usłyszeli donośne pukanie.
- LSRR, jesteś tam?- zapytał Ivan
Polska z przerażeniem spojrzała na łóżko. Pełno było na nim zdjęć, dokumentów, znaków. Polska Walcząca obok Braginskiego w różowej piżamce.
- Jasna cholera...- syknęła
Nawet nie myślała, że uda jej się to pochować. Łapa Rosjanina naciskała klamkę.
Toris nieco zamroczony patrzył w drzwi. Teraz to dopiero mają przesrane. A jak Ivan uweźmie się na Felicję...
Spokojnie popatrzył w górę. O, żelazko. O, zapomniał wyłączyć. Ale by było źle, gdyby na niego spadło. Ivan z pewnością byłby...
- Lietuva, tėvyne mūsų…- szepnął dodając sobie odwagi
Nie myśląc ani chwili dłużej szturchnął nogę deski do prasowania i chwilę później poczuł, jak coś wypala mu skórę.
Teraz to już nawet nie krzyczał aż tak głośno.



Raivis stał oparty w radzieckiej kuchni i czekał, aż gwizdek z czajnika zacznie gwizdać. Zrobi sobie kawę. Cholernie mocną kawę, bo jest męski i ma mroczą naturę. Cieniasy nie piją kawy.
Otworzył lodówkę i ocenił zawartość. Podpity kefir, którym Ivan ostatnio gasił kaca, makaron z jajkiem z zeszłej kolacji, cztery jajka z kurnika, śmietana i kilka innych mniej lub bardziej przygnębiających produktów.
Uśmiechnął się. Plebs będzie się martwił. Ale on jest tu panem i władcą, więc nie ma się czego bać.
Zza ostatniej półki wyciągnął dno, które dnem nie było. Znaczy, lodówka miała drugie dno. A w nim: cielęcina, polędwica sopocka, serek z dziurami, dorodne udka kurczaka, wątróbeczka, jakaś sałatka... Jedzenie dla ludzi wspaniałych.
Wyjął z lodówki udko i zaczął pałaszować. Z tego wszystkiego nie zauważył, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Łotwo!- zawołał Estonia z przerażeniem- Skąd masz mięso?!
Galante przeklął w myślach. Teraz mu się zachciało wychodzić z pokoju, co?
Nieważne. Przełknął to co miał w ustach i zmienił wyraz twarzy z Rambo na smerfa Ciamajdę. Łotwowstrząsy: włączone.
- Eeee...- zaczął się jąkać iście artystycznie- Eduard, ja... -kłamstewko na poczekaniu- Ja zabiłem kurę Ivana!
Obaj gapili się na siebie właśnie tak, jak postrzegali ich inni: dwa kraje bałtyckie, które moczą spodnie jak Rosja na nich popatrzy. To było wręcz... Książkowe zachowanie.
Ale bardzo nieprawdziwe.
- Omójbożeomójboże!- zawył Estonia
- No właśnie wieeeeem!- wychlipał Raivis
Oparł się o blat kuchennego stołu tyłem do niego tak, by ten nie mógł zobaczyć triumfalnego uśmiechu.
Bo to Łotwa. Mózg ZSRRu. Niebawem cały świat będzie pod ich władaniem. A wtedy... Wtedy nie będzie musiał się przejmować głupim Litwą, któremu nagle zachciało się mieć połamane żebra. Wyjedzie z Ivanem na wakacje. Gdzieś, gdzie jest ciepło. Gdzieś...
Poczuł, jak ostrze noża kuchennego ociera się lekko o jego szyję.
- Ale wiesz... Ostatnią kurę zabił Feliks, dwa dni temu.
Cholera.
Obrócił głowę powoli w stronę blondyna. Okulary opadły mu na czubek nosa. Uśmiechał się szeroko i miał mrożące krew w żyłach spojrzenie. Nie tylko, ty tutaj masz tajemnice, Łotwo.
- Nie jestem głupi, ani ślepy. Widziałem cię z Rosją. Widzę cię teraz. To już koniec kłamstw, Raivisie Galante.
Przełknął głośno ślinę i zacisnął zęby. To nie tak miało być. Nikt miał się nie dowiedzieć! Tego tutaj trzeba będzie wyeliminować. Ale ciężko to zrobić z ostrzem na tchawicy.
- A więc Rosja jest pod twoimi rządami, co?- powiedział zaskakująco charyzmatycznie, jak na Estonię- Sprytnie. Nie powiem, bardzo sprytnie. Aż szkoda, że to się wam nie uda. Mam swoje plany.
Plany? Milczał. A napastnik kontynuował.
- Zamontowałem w piwnicy bombę. Rozsadzi nas wszystkich dzisiaj w nocy.
Zaparło mu dech.
- Czyś ty zgłupiał?- powiedział siląc się na spokój- Sam tez zginiesz.
- Tu chodzi o to, żeby rozpierdzielić to wszystko w drobny mak. Nie zwracam uwagi na konsekwencje.
- Jesteś chory psychicznie- zaśmiał się cicho
- Jestem. Ale przechytrzyłem ciebie i Ivana. Plany Ukrainy i Białorusi też.
Łotwa uniósł brwi.
- Co, one tez planowały zamach?
- Tak. Ale wiesz jak to jest z babami. Nie wyszło. Jednakże: odrobinkę im pomogłem... Polaczek sam by się na tą sól przeczyszczającą nie nabrał.
Aż sapnął ze wściekłości. A więc to tak. No, Eduardzie, poczekaj no tylko...
- Przez ciebie Ivan miał robioną lewatywę.- syknął
- Serce mi pęka. Przynajmniej miał jakąś rozgrzewkę, co?
- Stul pysk.
- Nie zamierzam. Teraz pójdziesz ze mną i będziesz robił to, co ci każę. Z resztą, twoje udawanie było mierne. Byłeś skazany na porażkę.
Tego było dla Łotwy za wiele. Można mu grozić, można grozić jego miłości. Ale jego talent artystyczny JEST zajebisty!
Błyskawicznie uderzył Eduarda łokciem pod żebra i nie czekając na jego reakcję, obrócił się na pięcie i odskoczył. Estończyk z zaskoczenia cofnął się dwa kroki czując, że brak mu powietrza. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, Galante chwycił durszlak wiszący nad kuchenką i uderzył nim w głowę przeciwnika. Nie docenił sprytu bałta. Nóż zablokował atak i już po chwili można było zobaczyć zacięty bój.
Przez moment po prostu odparowywali ataki i zadawali ciosy. Po chwili akcja stała się bardziej dynamiczna. Dołączyły podskoki, pady, bardziej skomplikowane cięcia... Kropelki potu pojawiały się na twarzach walczących. Ale ten pot był wspaniały. Bo oni byli wspaniali.
Nie wiadomo kiedy wyskoczyli z kuchni i bitwa przeniosła się na korytarz. Wydając waleczne i męskie odgłosy mijali bure ściany przyozdobione portretami Rosjan, deptali dywan w mdłe wzorki.
- Masz rozbroić bombę!- Łotwa starał się przekrzyczeć dźwięk noża uderzającego durszlak
Estonia zaśmiał się złowieszczo i wytracił mu narzędzie (które powinno służyć do odcedzania makaronu, a nie ratowania dupy ZSRRu) mordu z ręki. Pchnął go na dywan i przysunął ostrze do czoła
- Pogódź się z tym. Nikt nie przeżyje. Ani ty, ani Ivan, ani nasz przyjaciel Litwa.
Galante zaśmiał się. No tak. Właściwie to cały czas udawał, że bałci to wspaniali przyjaciele, których łączy coś więcej niż tylko trzęsienie się przed Rosją.
- Ja nie lubię tego przydupasa- sprostował- Możesz go zabić, jeśli chcesz.
- Serio? Ja też go nie lubię. Podziurawił mi papucie.
Wykorzystując rozproszenie Eduarda przeturlał się na bok i ze stojaka wyjął parasol. Czarny. Bardzo mroczny i męski parasol, jak na seme przystało. Natychmiast przystąpił do kontrataku.
Przez te kilka chwil walczyli zacięcie. Gdyby ktokolwiek to zobaczył, nie uwierzyłby. Te dwa niepozorne, ciamajdowate kraje... Biły się na śmierć i życie. Płynne, szlacheckie ruchy, jakby byli wspaniałymi rycerzami. Nie, jakby Chuch Norris nawalał swojego klona. Ale te ruchy były... Majestatyczne.
Nagle zobaczyli dym. Unosił się nad ich głowami. W tym samym momencie przestali atakować.
- Cholera, nie wyłączyłem kuchenki- syknął Łotysz
Estonia przeklął nieco brzydziej.
Nawet nie zauważyli, że na tą popychankę zeszło im kilkadziesiąt minut, przez które ogień zdążył opanować nie tylko kuchnię, ale sporą część domu.
- Ivan...- szepnął przerażony Raivis
- Nie!- wrzasnął drugi- To nie miało tak być! To moja bomba miała was zniszczyć!
Po chwili zdali sobie sprawę, że ogień zablokował im drzwi.
Jedyną drogę ucieczki.
Wymęczyłam ten rozdział. Naprawdę, miałam prawie ujemny wskaźnik weny pisząc go. Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu.

Jedyny fragment, który mi się podoba to ten z Łotwą. Nie jest jakoś wybitnie opisany, ale oddaje ducha tego, co chciałam przekazać. W skrócie: Łotwa i Estonia to bisze. Czekam na ryk fangirlów tych postaci. O ile oni mają jakieś fangirle :o

A więc czwarty rozdział! I już to powiem: jest to przedostatnia część. Piąty to już koniec.
No, mam w planach mały prezent jako dodatek, ale to już taki bonus...


Część piąta, czyli mój wielki finał będzie dziwny. Już mam cały plan, teraz tylko to spisać. Spodziewajcie się dramatu. Dramatokomedii, no. Mam nadzieję, że będzie lepszy, niż ten.

Aha, jeśli ktoś jeszcze nie widział, zrobiłam plakat do ficka xD : [link]

Enjoy i trzymajcie kciuki żeby następny rozdział wyszedł szybko :)
© 2012 - 2024 Ame96
Comments84
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
SzairiNeee's avatar
Czemu o pierwszej w nocy czytam twoje fanfiction zamiast spać? Nie wiem...